Posty

Wyświetlanie postów z 2018

Pas

Czuję lekkie zakłopotanie, że nic tu się ostatnio nie pojawia. Dlatego podjęłam pewną decyzję. Prawdopodobnie zawieszę na razie pisanie bloga. Nie mam na niego pomysłu.. W sumie pomysł może mam, ale na razie brak weny. Założyłam go, gdy byłam w zupełnie innym punkcie mojego życia. Pisanie było dla mnie pewnego rodzaju terapią, przelewałam na bloga myśli, które galopowały mi po głowie i często musiały znaleźć gdzieś ujście. Muszę sobie poukładać jak to ma wyglądać i przede wszystkim popracować nad systematycznością. Więc powstanie pewnie kilka wpisów "Do szuflady", a jak mnie najdzie, to może powrócę.  A może nie. Ale w blogosferze dalej jestem, zaglądam do wielu blogów, mniej się na razie udzielam, ale czuję, że to wróci.  Także do zobaczenia gdzieś w sieci! Pozdrawiam i ściskam wszystkich! Misscarp.

Moja opinia o wiaderku Tummy Tub

Obraz
* Z wiaderkiem do kąpieli Tummy Tub miałam styczność już ponad 10 lat temu, kiedy opiekowałam się dwiema dziewczynkami podczas studiów w Poznaniu. Wtedy był to zupełnie nieznany wynalazek, zresztą mam wrażenie, że i teraz nie jest zbyt popularne. Pewnie gdybym nie poznała go wówczas, to sama bym nie zdecydowała się teraz na zakup. Rozważałam zakup wiaderka jeszcze przed porodem, ale jakoś nie zdążyłam kupić (serio to napisałam? Serio napisałam, że nie miałam czasu przed porodem ;)?), dostaliśmy w spadku po mojej siostrzenicy klasyczną wanienkę z Ikei i jakoś uznałam, że temat kąpielowy mamy zamknięty. Kiedy Jagoda miała kolki coraz częściej chodził mi po głowie zakup wiadra. Kąpiele przynosiły Jagodzie ulgę, jednak zwykle były one krótkie, a ze względu na niewielką ilość wody nie zdążyła się wygrzać, w efekcie czego gdy lądowała na przewijaku była marudna. W wiadrze jest inaczej. Całe ciało zanurzone jest w wodzie. Dziecko przyjmuje w nim fizjologiczną pozycję taką jak w brzuch

Laryngolog

Dziś mieliśmy umówioną wizytę u laryngologa na NFZ. Byłam mocno zaskoczona, gdyż czekaliśmy na nią tylko tydzień. Sama nie wiem, jak nam się dziś udało wyrobić. Wizytę umówiliśmy na 7.45, żeby mąż nie musiał brać wolnego dnia w pracy. Dodam, że w sumie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że wizyta miała miejsce w miejscowości oddalonej o 30 km od naszego miejsca zamieszkania. Do lekarza dojechaliśmy z poślizgiem czasowym, ale niewielkim- ot, studencki kwadrans. Jagoda, jak to w takich przypadkach bywa- na przekór nie miała ochoty wstać dziś wcześnie. Zwykle budzi się gdy mąż wstaje, około 7, dziś wstaliśmy oboje dużo przed siódmą, zapaliliśmy światło, a Jaga w najlepsze sobie spała i nie wyglądała, jakby miała się obudzić. Taka przewrotność losu :) W każdym razie wizyta mnie trochę uspokoiła. Jagoda podczas badania była kochana, nawet się nie skrzywiła, tylko z ciekawością wpatrywała się w lampkę, którą doktor założył na czoło. Doktor zdziwił się trochę, gdyż zwykle

Szczepienie, wędzidełko i KP

Obraz
Jesteśmy własnie po drugim szczepieniu. Wszystko przebiegło bezproblemowo i moja dzielna dziewczynka prawie wcale nie płakała. Swoją drogą zatrważają mnie historie, o których obecnie tak dużo w mediach- o śmierci nieszczepionych niemowląt, czy ogniskach odry w niektórych województwach. No ale żyjemy w demokratycznym kraju, gdzie każdy ma swój wybór. Choć ja, jako pracownik przedszkola jestem za tym, żeby do publicznych placówek przyjmowano tylko dzieci szczepione. Wiem, że pewnie niektórym się narażę za ten pogląd, ale szczerze? Nie interesuje mnie czyjeś widzimisię, jeśli chodzi o zdrowie dzieci, moje własne i osób które mają z takimi dziećmi, osobami styczność. Ale wróćmy do meritum, bo nie o tym chciałam pisać. Pisałam wam już, że mam fajną panią doktor. Ja sama do niej całe życie chodzę i wielokrotnie ratowała mnie z poważnych infekcji (nota bene przyniesionych z przedszkola). Teraz już 2 razy przekonaliśmy się, że możemy na nią liczyć także w przypadku Jagody(kiedy miała wysy

Wieczór taki jak ten

Wiesz córeczko, w takie dni kiedy nie ma z nami twojego taty bywa ciężko. Zwykle przyjeżdża koło 16 z pracy i przejmuje opiekę nad Tobą, wszak cały dzień Ciebie nie widział i tęskni. Ale raz w tygodniu wyjeżdża w delegację i go nie ma. Wtedy zwykle dzień spędzamy u Twojej babci kochanej, która Cię uwielbia, zresztą z wzajemnością, a później wracamy do domu i wieczór mamy dla siebie. Czasami, zwłaszcza teraz, kiedy jest jesień i szybko robi się ciemno, wieczory nam się dłużą. Dzisiejszy wieczór, mimo, że dzień tego nie zapowiadał, bo byłaś nieco marudna, zapadnie mi w pamięć chyba na długo. Leżałyśmy sobie razem na łóżku obok siebie, a Ty w pewnym momencie się na mnie zapatrzyłaś i studiowałaś moją twarz jak jakąś mapę, która poprowadzi Cię, gdziekolwiek będziesz chciała. Najpierw bacznie mi się przyglądałaś uśmiechając się, później swoimi małymi cudownymi rączkami dotykałaś najpierw buzi, później nosa i okolic oczu. W Twoich oczach widziałam czystą miłość. To zaszczyt być Twoją

Przepis na super szarlotkę

Obraz
Tak jak pisałam w poprzednim poście- ostatnio udało mi się kilka razy upiec ciacho do popołudniowej kawy, kiedy mała śpi. Zdradzę Wam przepis na moje ulubione ostatnio. Ulubione nie tylko dlatego, że jest bardzo smaczne (a muszę przyznać, że szarlotki nie są moimi ulubionymi ciastami- a ta jest!), ale również dlatego, że wymaga bardzo niewielkiego nakładu pracy i co NAJWAŻNIEJSZE! Nie robi się przy tym bałagan na całą kuchnię :) Co nam jest potrzebne? szklanka mąki szklanka bułki tartej 3/4 szklanki cukru łyżeczka proszku do pieczenia ok 7 średnich jabłek cynamon cukier wanilinowy kostka masła (najlepiej włożyć do lodówki, żeby była twarda) Sposób przygotowania: W naczyniu mieszamy produkty "suche" i łączymy mieszając- cukier, mąkę, bułkę i proszek do pieczenia. Jabłka obieramy i kroimy w cienkie plastry. Połowę "suchej" mieszaniny wysypujemy na spód tortownicy. Układamy warstwę jabłek, przesypujemy cynamonem i cukrem wanilinowym. Wykładamy

Wyśpij się na zapas

Pisałam Wam już kiedyś o dobrych radach udzielanych podczas ciąży. Jedną z nich była "Wyśpij się na zapas". I teraz wszystkim radzącym mogłabym powiedzieć, że dziękuję za tę radę, ale nie mam z tym problemu. Owszem, nie jest już tak, jak było kiedyś, że w niedzielę spaliśmy sobie do 10 i do 12 w piżamach. Ale dramatu też nie ma. Tzn był, kiedy karmiłam piersią. Wtedy miałam wrażenie, że nie spałam w nocy w ogóle. Ale kiedy przeszliśmy wyłącznie na mleko modyfikowane wsyztsko się unormowało i Jagoda budziła się początkowo dwa razy ok 1-2 i koło 5, a teraz budzi się już tylko raz koło 3. Wtedy biorę ją do naszego łóżka i na śpiku podaję jej mleko, budząc się często już nad ranem z plątającą się butelką. Co ciekawe- butelka zawsze jest pusta, zatem moja córka jakoś sobie z tym radzi, że matka nie panuje nad zamykającymi się oczami :) Ja już tez opanowałam do perfekcji sztukę przygotowywania mleka w nocy. Na półce obok łóżeczka mam termos z ciepłą wodą ( na szczęście udało mi się

A-psik!

Trzy miesiące już dawno za nami, a czas galopuje bez mojej kontroli nad nim. Dzień płynie za dniem. Jagódka jest kochanym dzieckiem. W dzień ma ok trzech drzemek, więc jestem w stanie coś zrobić w domu, gdy śpi, ale też już jest na takim etapie, że spokojnie siedzi w bujaczku albo leży na macie a matka w tym czasie zdąży umyć i osuszyć włosy :) Postanowiłam sobie jednak, że będę tu opisywać zarówno blaski, jak i cienie macierzyństwa. Takim cieniem jest dla mnie to, że każdy dzień jest taki sam. Pieluchy, butelki, usypianie, gotowanie, pranie.. Taki dzień świstaka codziennie. Wiem, że urlop (phi) macierzyński jest po to, żeby poświęcić się dziecku, jednak pomimo, że mamy cudowną córeczkę, czasem mi to ciąży. Staram się spotykać z koleżankami, często odwiedzają nas znajomi, jednak brakuje mi spędzania większej ilości czasu z dorosłymi ludźmi i spełniania się zawodowo. Ale wiem też, że pewnie kiedy przyjdzie mi wrócić do pracy, zatęsknię za tymi pieluchami i codziennością z maluchem. Taka

Sio, kolko!

Obraz
Kolka niemowlęca to niedojrzałość układu pokarmowego dziecka, objawiająca się najczęściej bólem brzuszka, głośnym płaczem, wchodzącym niemal w krzyk i prężeniem się. Takie napady powtarzają się zwykle codziennie i potrafią trwać nawet po kilka godzin. Kolka występuje u noworodków i przeważnie ustaje po trzecim miesiącu życia dziecka. Jagodę kolka dopadła już w drugim tygodniu życia, w zasadzie z dnia na dzień. Ten kto to przeżył, ten wie, jak ciężkie to nie tylko dla dziecka, ale także dla rodzica. Patrzeć na dziecko, które jest niemal purpurowe na twarzy od krzyku i nie móc mu pomóc. U nas kolka pojawiała się zwykle koło godziny 19 i początkowo można było wręcz nastawiać według niej zegarek- kiedy Jagoda zaczynała się drzeć wiedzieliśmy, że właśnie minęła siódma. Imaliśmy się różnych sposobów. Przeczesałam Internet wzdłuż i wszerz. Zasięgałam opinii lekarza. Teraz już wiem, że kolkę trzeba po prostu oswoić i do niej przywyknąć i przeczekać.  Czego my próbowaliśmy i co uwa

Mogę. Ale po co?

Obraz
Mogę się wkurzać na to, że kolejny raz obiecałam sobie, że kiedy Jagoda będzie miała drzemkę, położę się i odpocznę, a znowu jadę na mopie, albo wymyślam inną czynność niecierpiącą- moim zdaniem- zwłoki. Mogę się wkurzać, kiedy trzy razy prosiłam męża o wyniesienie śmieci, a on rano zapomniał wziąć worka wychodząc do pracy. Mogę się wkurzać, że zamiast położyć się spać wcześniej, to znowu oglądałam Ameryka Express, choć nic to nie wnosi do mojego życia. Mogę się wkurzać, że trzy książki czekają na przeczytanie, a ja zamiast usiąść i czytać, kiedy dziecko śpi, to- patrz wyżej- latam z mopem. Mogę być zła, bo kolejny raz jakaś ciotka zapytała mnie, czemu moja córka nie ma na głowie czapeczki.. Mogę być zła albo wkurzona, ale gdy pojawia się on- przypominam sobie, ze wygrałam los na loterii i wszystko inne to drobnostki, którymi nie ma co się przejmować. Pojawił się już jakiś czas temu. Świadomy, skierowany do mnie. Najpiękniejszy. Najszczerszy. Najdelikatniejszy. Najbardziej ni

Za naszych czasów..

Kiedy żyła moja babcia, często opowiadała mi jak to było za jej czasów. Rodzice również często opowiadali mi, jak żyło się w komunie, a później w szalonych latch dziewięćdziesiątych. Ja urodziłam się w tamtych czasach, więc pamiętam lalki Barbie z Pewexu, dresy kreszowe i plakaty Backstreet Boys i Spice Girls na ścianach. Często zastanawiam się, jak to było żyć w tamtych czasach, czasach gdy... Za czasów naszych rodziców nikt nie zastanawiał się, jaki poród jest najlepszy. Wszystkie kobiety rodził naturalnie, nie było USG, które mówiło o ułożeniu płodu, wadze czy innych wskazaniach do cięcia cesarskiego. Znam taki ewenement- moje koleżanki bliźniaczki urodziły się jedna naturalnie, a druga przez cesarskie cięcie. Nie było cesarek na życzenie, nie było matek, które twierdziły, że tylko poród naturalny uszlachetnia. Za czasów naszych rodziców nikt nie wspominał jak ważne jest karmienie piersią. Piersią karmiły wszystkie, bo... tak było taniej. Jeśli któraś kobieta z jakichś przyczyn

Co nowego u nas?

Ależ to lato nas w tym roku rozpieszcza! Ciepełko (momentami może z lekką przesadą), słońce.. Czegóż można więcej chcieć? Niczego. Wobec tego mam nadzieję, że wybaczycie mi tę krótką nieobecność, ale teraz już do Was wracam. Pewnie część z Was pomyślało, że nie odzywam się, bo Jagoda jest tak mocno absorbująca, ale prawda jest taka, że całymi dniami spacerowałyśmy, a wieczorem nie miałam już weny na napisanie czegoś. Choć pomysłów na posty mam wiele, mam nadzieję, że teraz uda mi się to nadrobić. Co u nas? U nas wreszcie się unormowało :) Dotarłyśmy się z córeczką, wypracowałyśmy sobie rytm dnia, a i Jagoda rozwinęła się i już jest zupełnie innym dzieckiem niż na początku. Za nami już pierwsze świadome uśmiechy. Jakie to cudowne uczucie, kiedy dziecko budzi się i gdy Cię widzi wita uśmiechem :) Jagódka zaczęła również gurzyć, więc teraz w domu rozbrzmiewa "gadanie" naszej córeczki. Matko, jakie to piękne uczucie, kiedy idę o domu a z sypialni słychać "rozmowy" ta

Czasami człowiek musi, inaczej się udusi.

Natura stworzyła ten świat tak, że to kobieta przez 40 tygodni nosi dziecko pod sercem, a później w mniejszych lub większych bólach wydaje je na świat. Fakt, że spędza z nim później czas w szpitalu najczęściej sama większość czasu (choć są już takie możliwości, zwykle w prywatnych klinikach, lub po wykupieniu prywatnej sali, że ojciec może być 24h na dobę z rodziną) i przyjęte normy społeczne sprawiają, że to ona jest głównie odpowiedzialna za opiekę nad nim. I owszem, ojcowie zwykle się starają, uczestniczą w opiece i pielęgnacji malucha, ale gdy dzieje się coś- np dziecko płacze, to wszystkie oczy skierowane są na mamę, która ma zagasić pożar sytuacji. I tak- to wynika tez z tego, że to matka spędza z dzieckiem najwięcej czasu, wobec tego pewnie najlepiej zna jego potrzeby. Dodatkowo jeśli kobieta karmi piersią, to w jest w zasadzie nierozłączna z dzieckiem, przynajmniej na początku. Miłość do dziecka jest bezwarunkowa. Kiełkuje w nas już od momentu, kiedy dowiadujemy się, że jes

Coraz lepiej

Minął miesiąc odkąd Jagódka jest z nami, a mam wrażenia, ze to lata świetlne :) To był bardzo zwariowany miesiąc. Poród, to co się działo ze mną po porodzie, nauka nowych obowiązków, poznawanie potrzeb małego człowieczka i wyzbycie się egoistycznego myślenia tylko o sobie... To dużo. Dużo jak na miesiąc. Ale z drugiej strony nam wystarczyło, żeby poznać nasza córkę na tyle, że jesteśmy w stanie rozszyfrować o co chodzi. Wiadomo że to jest malutkie dziecko i zmiany czasem zachodzą w tempie błyskawicznym. Jednak na spokojnie, bez paniki można drogą eliminacji wywnioskować, skąd pochodzi płacz. Niestety wiemy, że płacz, w zasadzie punktualnie o 19, oznacza, że przyszła kolka. Nie uchroniliśmy się od niej. Ale z drugiej strony jeśli podejdzie się do tego na chłodno, to jest to do przeżycia. Oczywiście nie jest łatwo oglądać swoje dziecko wijące się z bólu, wrzeszczące wniebogłosy.. Ale to po prostu trzeba przeżyć. Choć sięgamy wszystkich sposobów, żeby spróbować chociaż trochę jej ulży

Mleczna droga

Obraz
Będąc w ciąży wychodziłam z założenia, że niczego nie planuję. Nastawiałam się na poród naturalny oraz na to, że będę karmić piersią. Uznałam jednak, że nie można niczego zakładać i wszystko zależy od rozwoju sytuacji. Jak już wiecie pierwszy punkt- poród naturalny- się nie powiódł. Ale nie ubolewam nad tym szczególnie. Będąc w szpitalu mój pokój znajdował się naprzeciw sali porodowej i, gdy będąc już po wszystkim, słyszałam krzyki i wrzaski pomieszane z wyzwiskami, ucieszyłam się że sprawy w moim przypadku przybrały taki a nie inny obrót. Z karmieniem sprawa była skomplikowana. Już w ciąży miałam obawy, czy uda mi się. Znam swoją anatomię, mam mały biust, z niewielkimi brodawkami (sorry za szczegóły). Gdy okazało się, że urodzę przez cięcie cesarskie, zdawałam sobie sprawę, że będę musiała bardziej powalczyć o laktację, gdyż uruchamia się ona inaczej i później niż podczas porodu siłami natury. Sytuację utrudniło mi to, że w pierwszych dniach nie miałam Jagódki u siebie, tylko by

Początki

Córka wywróciła nasz świat do góry nogami- bez dwóch zdań. Wiele się zmieniło. Do tej pory wiedliśmy beztroskie życie, pełne spontanicznych wypadów, imprez i spotkań towarzyskich. Narodziny Jagody uzmysłowiły nam, jak wygodnie do tej pory żyliśmy. Pierwsze dwa tygodnie były dla mnie ciężkie. Prawie tygodniowy pobyt w szpitalu, podczas którego w sumie przespałam łącznie może z 12 godzin, karmienie piersią, gdzie Jagoda "wisiała"na mnie praktycznie non stop, szalejące po ciele hormony i świadomość, że ten mały ludek będzie już z nami do końca naszego życia, mocno dało mi po psychice. Jednak baby blues minął, sytuacja z karmieniem się wyklarowała, poznaliśmy naszą córkę, nauczyliśmy się wstępnie rozróżniać jej potrzeby i pomału wychodzimy na prostą i zaczynamy cieszyć się rodzicielstwem i obecnością naszej małej córeczki. Mój mąż na początku miał pewne opory, żeby zajmować się małą. Nigdy nie miał styczności z takim maluszkiem i bał się. Starałam się na ile mogłam go zachęcać

Cesarskie cięcie

Przez całą ciążę nastawiona byłam na to, że będę rodzić naturalnie. Jakoś nie obawiałam się tego (teraz, po tygodniu "mieszkania" naprzeciw porodówki wiem, jaka byłam nieświadoma co to jest za wyzwanie). Jednak im bliżej rozwiązania, tym więcej wątpliwości miałam. Lekarz utrzymywał, że dziecię jest duże, moja szyjka cały czas była zwarta i długa, brzuch wysoko mimo zbliżającego się terminu i bardzo się bałam wywoływania porodu. Indukcja to nie jest nic dobrego, naturze nie powinno się pomagać, a indukowane porody są bolesne i często kończą się i tak cesarskim cięciem. Jak wiecie, na ostatniej mojej wizycie u lekarza zapadła decyzja, że zostanę poddana cięciu, bo moja anatomia raczej nie pozwoli mi na urodzenie dziecka powyżej 4 kg, a na takie się zapowiadało. Miałam się stawić na izbę przyjęć w środę o 20.00. Przyjęcie trochę trwało, bo na izbie nikomu się nie spieszyło i koło 21.30-22 znalazłam się w sali, na której również po operacji leżałam. Kolejnego dnia rano ok 6

Baby blues

Dwa tygodnie temu zostałam mamą i to było coś, na co długo czekałam. W ciąży wizja macierzyństwa malowała mi się jako coś wspaniałego, sielankowego i wyśnionego. Zderzyłam się z rzeczywistością i moja wizja od tego jak jest w rzeczywistości się rozminęła. Pomyślicie sobie- o czym ona gada- przecież mnóstwo osób chciałoby być na jej miejscu. Nie zrozumcie mnie źle, kocham moje maleństwo i cieszę się, że jest z nami, ale pewne kwestie są przytłaczające i wcale nie odczuwa się tego szczęścia tak jak się wydaje. Dziś mijają 2 tygodnie odkąd nasz świat wywrócił się do góry nogami i pomału mi ten kiepski nastrój przechodzi. Teraz wiem, że pradopodobnie dopadł mnie baby blues. Co to jest? Można by powiedzieć, że to coś w rodzaju depresji poporodowej, jednak to nie jest to samo. Depresja to choroba, a baby blues to stan emocjonalny, w jakim znajduje się świeżo upieczona mama. Syndrom ten objawia się tym, że młoda mama jest przerażona obowiązkami, przytłoczona, nie czuje szczęścia i ogólnie

Nasz człowiek już z nami na pokładzie :)

Obraz
Witajcie, jestem Wam winna przeprosiny. Wiem, ze czekacie tu na wieści, a ja obiecałam, że jak ogarnę wszystko to się odezwę, ale przyznam szczerze, że mimo, że w miarę jesteśmy ogarnięci- nie chciałam się zmuszać, a weny jakoś nie miałam, żeby tu napisać. Ale już jestem, już wam wszystko opisuję, choć chyba podzielę to na kilka wpisów, bo tematów jest dużo. W czwartek 5. lipca, o godzinie 8:35 przyszła na świat nasza długo wyczekiwana córeczka- Jagoda. Jak już Wam pisałam wcześniej- zapadła decyzja o cesarskim cięciu. W środę wieczorem stawiłam się na izbę przyjęć, a tam na USG pani doktor wyliczyła, że dziecko ma.... 4800! Przeraziłam się, bo aż tak dużego dziecka to się nie spodziewałam. Następnego dnia rano zostałam przygotowana do zabiegu. Przyznam Wam szczerze, że trzęsłam się jak galareta, kiedy wieźli mnie na blok operacyjny. Chyba do końca nie zdawałam sobie sprawę co za chwilę się wydarzy. I nie chodzi o zabieg, tylko o to, że za chwilę usłyszę płacz mojej córki  i zmi

Jagódko, czekamy!

Obraz
Jutro mija termin wyliczony z miesiączki, czyli jutro kończę 40. tydzień ciąży. Dziś byłam na wizycie, bo do jutra zwolnienie, poza tym chciałam pogadać z lekarzem co i jak, jak nic się nie ruszy (bo nie zapowiada się jakby miało). Na USG młoda ma nieco ponad 4 kg. Dużo wód, główka wysoko, bo widać było jak sobie mała nią kręciła :) Badanie na fotelu pokazało, że szyjka długa i zamknięta, rozwarcia tym samym ani na milimetr. Jednak zapytałam lekarza wprost, czy jego zdaniem dam radę urodzić córkę siłami natury, bo wcześniej mi zależało, a teraz już się nie upieram. Lekarz ocenił, że mimo, że jestem wysoka, mam wąsko zbudowaną miednicę i jest tam ciasno, co czuje badając mnie i jego zdaniem mogę próbować rodzić SN, jednak on sądzi, że poród pewnie i tak skończyłby się cesarskim cięciem bo mała ma dużą główkę. Tym sposobem podjęliśmy decyzję, że jutro wieczorem stawiam się na oddział, a w czwartek rano nasza córeczka będzie już z nami :) Pomimo, że uważam, że nie ma dla dziec

Ciężko Ci już pewnie, co?

Obraz
"Ciężko Ci, pewnie chciałabyś już to mieć za sobą?"- to chyba najczęściej powtarzane zdanie/pytanie ostatnio w moim kierunku. A mnie w zasadzie wcale nie jest ciężko. Pogoda mi sprzyja, temperatury ok 20 stopni są dla mnie idealne. Opuchlizna zeszła, ciśnienie w normie, spacery są przyjemnością, brzuch mi jakoś szczególnie nie przeszkadza. Może jedynie w nocy jest ciężej, bo przy przewracaniu zwykle się budzę. Ale ja mam taki sen, że wojna by mnie nie obudziła (chyba kończą się już te czasy), że jakoś mi to nie przeszkadza, bo za chwilę dalej śpię jak kamień :)  I tak się zastanawiam skąd to się bierze. Fakt- cała ciąża była dla mnie łaskawa. Zero mdłości, żadnych powikłań, w zasadzie poza ciśnieniem i puchnięciem przez to nie miałam żadnych przykrych doświadczeń. Nawet plecy mnie nie bolą. A to chyba naprawdę wyjątek. No i teraz pytanie- czy to dobre geny, czy to, że przed ciążą byłam aktywna fizycznie i raczej zdrowo się odżywiałam (w ciąży nie zmieniłam nawyków żywie

Co dał mi pobyt w szpitalu i kolejne badanie.

Co dał mi pobyt w szpitalu? Przede wszystkim pewność, że zgłoszenie się tam w weekend to słaby pomysł :) Ja wiem, że czasem zdarzają się podbramkowe sytuacje, kiedy trzeba. Ale kiedy da się tego uniknąć to szczerze polecam, bo w weekend w szpitalu, poza nagłymi przypadkami, nie dzieje się NIC. Nie zapadają żadne decyzje, wizyty są błyskawiczne z zapytaniem jedynie o samopoczucie i koniec. Dobra, mądra jestem teraz, kiedy wiem, że wszystko jest w porządku. Dobrze, że sprawdziłam, dobrze, że dmuchałam na zimne i dobrze, że byłam pod opieką. Ale bardzo cieszę się, że w poniedziałek ubłagałam lekarza o wyjście. Może jestem dziwna, ale naprawdę wpadłabym w depresję, gdybym miała tam siedzieć. A przecież nic złego mi się tam nie działo. W poniedziałek wieczorem zeszły ze mnie emocje i rozpłakałam się.. nie- wróć. Rozbeczałam się jak stara owca mężowi w ramię, że strasznie się boję i że tęskniłam i że nie byłam gotowa, żeby nie wrócić do domu. Hormony dołożyły swoje. Ale we wtorek obudził

Mądry człowiek po... no właśnie- po czym?

Niestety, w piątek moje ciśnienie znowu mnie zaniepokoiło i zadzwoniłam do lekarza, a on mi powiedział, że dla spokoju mam się zgłosić na izbę i pójść na obserwację. Od razu mówię- pójście do szpitala w piątek to najgorszy z pomysłów jaki może przyjść. W weekend nic się w szpitalu nie dzieje, obchody są "po łepkach" i nie zapadają żadne decyzje. Moje ciśnienie w szpitalu okazało się być wzorowe. Natomiast moja psychika okazała się być baaardzo, bardzo niewzorowa. W piątek i w sobotę generalnie miałam doła takiego, mniej więcej jak Rów Mariański. Tęsknota za domem, niespodziewana sytuacja i jeszcze "groźba" tego, że w 37 tygodniu zostawią mnie już do końca. 3 TYGODNIE! Oszalałabym. W niedzielę miałam dużo odwiedzin i jakoś minęło i nastawiłam się, że co ma być to będzie, ale raczej postaram się nakłonić lekarza, żeby mnie jeszcze wypuścił. Moje ciśnienie było bardzo w normie, małą 3x dziennie kontrolowali KTG i co 2 h (również w nocy) tętno i u niej też wszystko

Niespodzianka

Obraz
Miniona sobota przebiegała bardzo leniwie. Od rana śniadanie z mężem (wyjątkowo miał wolne, ostatnio biedny bardzo dużo pracował, poniekąd z racji tego, że nie do końca miał wyjście bo naciski z pracy, a poniekąd ze względów finansowych, bo miał szansę na dobry dodatkowy zarobek), później kanapowaliśmy sobie i nic nie zapowiadało tego, co ma nadejść. Wieczorem mieli odwiedzić nas dawno nie widziani znajomi, ale nie szykowałam nic wielkiego, jedynie jakąś sałatkę i przekąski. Mieli być na 18.00. Koło 16 zaczęłam się ogarniać i jakoś tak się kręcić.U nas drzwi wejściowe prawie cały czas otwarte, bo pies sobie biega po ogrodzie.  O 17:00 będąc w łazience, szczotkując toaletę (moja fobia) usłyszałam głosy na schodach. Wychyliłam się i zobaczyłam całą moją wspaniałą bandę dziewczyn z balonami, z ciastem i owocami na rękach, z alkoholem (pomyślały również o mnie- Picollo i Lech 0,0%) i z kupą śmiechu. A ja z tą szczotką jak wryta... Oczywiście popłakałam się, zupełnie się nie spodziewałam, n

37.

Obraz
Muszę Wam przyznać, że ostatnio mam straszną niemoc. Naprawdę jakby mi prąd odcięło i opanowało mnie jakieś lenistwo. Dziewiąty miesiąc to naprawdę już nie przelewki. W poniedziałek byłam u lekarza. Mała ma 3400 gram, więc odrobinę przystopowała z wagą, co jest dla mnie pocieszające, przy wizji porodu SN. Ciśnienie co jakiś czas skacze, w związku z czym lekarz kazał mi zwiększyć dawkę Dopegytu na 3x2. Średnio mi się to uśmiecha, ale jak mus to mus.  Mnie to niepokoi, a lekarz dość pobłażliwie do tego podchodzi i sama już nie wiem. Ale powiedział, że jak tylko mi podskoczy powyżej 140/80 mam jechać do szpitala.  Więcej informacji dla Was nie mam.. Bo po prostu nic się nie dzieje. Ja większość czasu spędzam w domu, ostatnio nawet mam po 2 drzemki- chyba przez leki. Wyprawka skompletowana, wszystko poprasowane, ja jestem spakowana. Każdy dostał wytyczne z zadaniami co zrobić, kiedy będę w szpitalu. Mąż dostał instrukcję co, gdzie i jak. Zostały jeszcze 3 tygodnie. Teraz w każde

Kiedy to przeleciało?

Mamy 36. tydzień, nie mogę uwierzyć, że to już naprawdę ostatnia prosta :) Zdecydowaliśmy się świadomie na poszerzenie rodziny, ale teraz coraz częściej nie możemy uwierzyć, że to już za chwilę nastąpi. A niedowierzanie miesza się z lekkim przerażeniem i roztargnieniem. Wyprawką przestałam się przejmować, mam najważniejsze podstawowe sprawy, a reszta.. W razie czego w każdej chwili mąż może podjechać kupić, lub można w Internecie zamówić i maks w 2 dni jest to w domu. W tym temacie mam całkowity luz i w zasadzie jak patrzę na moje koleżanki, które rodzą lub rodziły w ostatnim czasie zastanawiam się, czy aby na pewno dobrze robię. Ale później rozmawiam z koleżankami, które mają dzieci i utwierdzają mnie w przekonaniu, że jednak dobrze. One mówią, że dały się ponieść i nakupowały pierdół, których czasami ani razu nawet nie wykorzystały. Zatem ufam swojej intuicji i robię według swojego uznania. Mój mąż i moja mama mnie w tym podejściu wspierają, więc myślę, że na dobre nam to wyjdzie. P