Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2018

Mleczna droga

Obraz
Będąc w ciąży wychodziłam z założenia, że niczego nie planuję. Nastawiałam się na poród naturalny oraz na to, że będę karmić piersią. Uznałam jednak, że nie można niczego zakładać i wszystko zależy od rozwoju sytuacji. Jak już wiecie pierwszy punkt- poród naturalny- się nie powiódł. Ale nie ubolewam nad tym szczególnie. Będąc w szpitalu mój pokój znajdował się naprzeciw sali porodowej i, gdy będąc już po wszystkim, słyszałam krzyki i wrzaski pomieszane z wyzwiskami, ucieszyłam się że sprawy w moim przypadku przybrały taki a nie inny obrót. Z karmieniem sprawa była skomplikowana. Już w ciąży miałam obawy, czy uda mi się. Znam swoją anatomię, mam mały biust, z niewielkimi brodawkami (sorry za szczegóły). Gdy okazało się, że urodzę przez cięcie cesarskie, zdawałam sobie sprawę, że będę musiała bardziej powalczyć o laktację, gdyż uruchamia się ona inaczej i później niż podczas porodu siłami natury. Sytuację utrudniło mi to, że w pierwszych dniach nie miałam Jagódki u siebie, tylko by

Początki

Córka wywróciła nasz świat do góry nogami- bez dwóch zdań. Wiele się zmieniło. Do tej pory wiedliśmy beztroskie życie, pełne spontanicznych wypadów, imprez i spotkań towarzyskich. Narodziny Jagody uzmysłowiły nam, jak wygodnie do tej pory żyliśmy. Pierwsze dwa tygodnie były dla mnie ciężkie. Prawie tygodniowy pobyt w szpitalu, podczas którego w sumie przespałam łącznie może z 12 godzin, karmienie piersią, gdzie Jagoda "wisiała"na mnie praktycznie non stop, szalejące po ciele hormony i świadomość, że ten mały ludek będzie już z nami do końca naszego życia, mocno dało mi po psychice. Jednak baby blues minął, sytuacja z karmieniem się wyklarowała, poznaliśmy naszą córkę, nauczyliśmy się wstępnie rozróżniać jej potrzeby i pomału wychodzimy na prostą i zaczynamy cieszyć się rodzicielstwem i obecnością naszej małej córeczki. Mój mąż na początku miał pewne opory, żeby zajmować się małą. Nigdy nie miał styczności z takim maluszkiem i bał się. Starałam się na ile mogłam go zachęcać

Cesarskie cięcie

Przez całą ciążę nastawiona byłam na to, że będę rodzić naturalnie. Jakoś nie obawiałam się tego (teraz, po tygodniu "mieszkania" naprzeciw porodówki wiem, jaka byłam nieświadoma co to jest za wyzwanie). Jednak im bliżej rozwiązania, tym więcej wątpliwości miałam. Lekarz utrzymywał, że dziecię jest duże, moja szyjka cały czas była zwarta i długa, brzuch wysoko mimo zbliżającego się terminu i bardzo się bałam wywoływania porodu. Indukcja to nie jest nic dobrego, naturze nie powinno się pomagać, a indukowane porody są bolesne i często kończą się i tak cesarskim cięciem. Jak wiecie, na ostatniej mojej wizycie u lekarza zapadła decyzja, że zostanę poddana cięciu, bo moja anatomia raczej nie pozwoli mi na urodzenie dziecka powyżej 4 kg, a na takie się zapowiadało. Miałam się stawić na izbę przyjęć w środę o 20.00. Przyjęcie trochę trwało, bo na izbie nikomu się nie spieszyło i koło 21.30-22 znalazłam się w sali, na której również po operacji leżałam. Kolejnego dnia rano ok 6

Baby blues

Dwa tygodnie temu zostałam mamą i to było coś, na co długo czekałam. W ciąży wizja macierzyństwa malowała mi się jako coś wspaniałego, sielankowego i wyśnionego. Zderzyłam się z rzeczywistością i moja wizja od tego jak jest w rzeczywistości się rozminęła. Pomyślicie sobie- o czym ona gada- przecież mnóstwo osób chciałoby być na jej miejscu. Nie zrozumcie mnie źle, kocham moje maleństwo i cieszę się, że jest z nami, ale pewne kwestie są przytłaczające i wcale nie odczuwa się tego szczęścia tak jak się wydaje. Dziś mijają 2 tygodnie odkąd nasz świat wywrócił się do góry nogami i pomału mi ten kiepski nastrój przechodzi. Teraz wiem, że pradopodobnie dopadł mnie baby blues. Co to jest? Można by powiedzieć, że to coś w rodzaju depresji poporodowej, jednak to nie jest to samo. Depresja to choroba, a baby blues to stan emocjonalny, w jakim znajduje się świeżo upieczona mama. Syndrom ten objawia się tym, że młoda mama jest przerażona obowiązkami, przytłoczona, nie czuje szczęścia i ogólnie

Nasz człowiek już z nami na pokładzie :)

Obraz
Witajcie, jestem Wam winna przeprosiny. Wiem, ze czekacie tu na wieści, a ja obiecałam, że jak ogarnę wszystko to się odezwę, ale przyznam szczerze, że mimo, że w miarę jesteśmy ogarnięci- nie chciałam się zmuszać, a weny jakoś nie miałam, żeby tu napisać. Ale już jestem, już wam wszystko opisuję, choć chyba podzielę to na kilka wpisów, bo tematów jest dużo. W czwartek 5. lipca, o godzinie 8:35 przyszła na świat nasza długo wyczekiwana córeczka- Jagoda. Jak już Wam pisałam wcześniej- zapadła decyzja o cesarskim cięciu. W środę wieczorem stawiłam się na izbę przyjęć, a tam na USG pani doktor wyliczyła, że dziecko ma.... 4800! Przeraziłam się, bo aż tak dużego dziecka to się nie spodziewałam. Następnego dnia rano zostałam przygotowana do zabiegu. Przyznam Wam szczerze, że trzęsłam się jak galareta, kiedy wieźli mnie na blok operacyjny. Chyba do końca nie zdawałam sobie sprawę co za chwilę się wydarzy. I nie chodzi o zabieg, tylko o to, że za chwilę usłyszę płacz mojej córki  i zmi

Jagódko, czekamy!

Obraz
Jutro mija termin wyliczony z miesiączki, czyli jutro kończę 40. tydzień ciąży. Dziś byłam na wizycie, bo do jutra zwolnienie, poza tym chciałam pogadać z lekarzem co i jak, jak nic się nie ruszy (bo nie zapowiada się jakby miało). Na USG młoda ma nieco ponad 4 kg. Dużo wód, główka wysoko, bo widać było jak sobie mała nią kręciła :) Badanie na fotelu pokazało, że szyjka długa i zamknięta, rozwarcia tym samym ani na milimetr. Jednak zapytałam lekarza wprost, czy jego zdaniem dam radę urodzić córkę siłami natury, bo wcześniej mi zależało, a teraz już się nie upieram. Lekarz ocenił, że mimo, że jestem wysoka, mam wąsko zbudowaną miednicę i jest tam ciasno, co czuje badając mnie i jego zdaniem mogę próbować rodzić SN, jednak on sądzi, że poród pewnie i tak skończyłby się cesarskim cięciem bo mała ma dużą główkę. Tym sposobem podjęliśmy decyzję, że jutro wieczorem stawiam się na oddział, a w czwartek rano nasza córeczka będzie już z nami :) Pomimo, że uważam, że nie ma dla dziec