Styczeń pod znakiem.. no właśnie- czego?
Styczeń już prawie za pasem, a u mnie na blogu cisza. Nie wiem skąd, ale przypałętała się chandra. tzn mniej więcej wiem skąd i gdzie się skryła przez grudzień, ale wróciła w styczniu ze zdwojoną siłą. Ale mniejsza z tym, pomału się z nią już żegnam, a ostatecznie zamierzam się z nią rozprawić za 1,5 tygodnia. Dlaczego akurat wtedy? Bo wtedy wybieram się na babski wypad do Rzymu. Tak, do Rzymu, a co :) Jak szaleć to bez kasku :) Z nowości niepłodnościowych- moja terapia biorezonansem jak na razie okazuje się dobrym wyborem. Byłam przekonana, że nie mam chlamydii, bo miałam robiony wymaz (który okazuje się nie tak solidnym badaniem, jakby wskazywała na to jego cena). Z takim przekonaniem przechodziłam przez wszystkie inseminacje, które jak się okazało raczej nie miały szansy się powieść, bo borezonans wykazaał, że tę chlamydię jednak mam. Jako, że to medycyna niekonwencjonalna, a ja podchodziłam do tego z przymrużeniem oka, postanowiłam sobie zrobić badanie z krwi. No i się zdziw...