Zwyky dzień. Środa.
6:30 Wsiadamy do samochodu. W drodze cicho. Każdy jeszcze zaspany, ze swoimi myślami w głowie. Jedziemy po kolejną nadzieję. Szpital kliniczny. Siedzisz i obserwujesz. Maszynka. Taśmociąg. Te określenia przychodzą pierwsze na myśl. Kolejka duża, więc później przychodzą do głowy kolejne. Obserwujesz. Każdy przynosi tu swój problem. Jedni smutni, inni z podniesioną głową, uśmiechają się do Ciebie, gdy napotkają się wasze spojrzenia. Oddział. Siedzi nas tam pięć. Pięć kobiet nie mogących zajść w ciążę. Każda ze swoją historią. Czasu dużo, więc mimo, że się nie znamy, rozmawiamy wiadomo o czym. A co miałaś już robione, a co przed Tobą. Wyczytują Twoje nazwisko, idziesz. Mąż gdzieś w odległych zakamarkach szpitala, bo na oddziale być nie może. Już po. Schodzisz z fotela, wracasz do domu. Tyle się nasłuchałam, że znowu w ciszy trawię, tym razem cudze historie. A ludzie jadą do pracy, wracają z pracy, robią zakupy. Zwykły dzień, dzień jak codzień,