Szczepienie, wędzidełko i KP


Jesteśmy własnie po drugim szczepieniu. Wszystko przebiegło bezproblemowo i moja dzielna dziewczynka prawie wcale nie płakała. Swoją drogą zatrważają mnie historie, o których obecnie tak dużo w mediach- o śmierci nieszczepionych niemowląt, czy ogniskach odry w niektórych województwach. No ale żyjemy w demokratycznym kraju, gdzie każdy ma swój wybór. Choć ja, jako pracownik przedszkola jestem za tym, żeby do publicznych placówek przyjmowano tylko dzieci szczepione. Wiem, że pewnie niektórym się narażę za ten pogląd, ale szczerze? Nie interesuje mnie czyjeś widzimisię, jeśli chodzi o zdrowie dzieci, moje własne i osób które mają z takimi dziećmi, osobami styczność.

Ale wróćmy do meritum, bo nie o tym chciałam pisać. Pisałam wam już, że mam fajną panią doktor. Ja sama do niej całe życie chodzę i wielokrotnie ratowała mnie z poważnych infekcji (nota bene przyniesionych z przedszkola). Teraz już 2 razy przekonaliśmy się, że możemy na nią liczyć także w przypadku Jagody(kiedy miała wysypkę i kiedy dostała mocnego kataru w weekend). No więc podczas tej wizyty kwalifikującej do szczepienia popytałam sobie o różne nurtujące mnie rzeczy dotyczące rozszerzania diety, pielęgnacji skóry i ogólnie porozmawiałyśmy sobie na inne tematy (ludzie w poczekalni, a było ich wielu, na pewno pod nosem nieźle mnie przeklinali. Trudno, my też swoje musiałyśmy odczekać w kolejce, a skoro już miałam okazję, to wykorzystałam ją na maksa). Jedną z rzeczy, o którą chciałam zapytać panią doktor było górne wędzidełko Jagody, które nie daje mi spokoju. Wydaje mi się, że jest lekko przerośnięte. I kiedy pani doktor zaczęła zaglądać Jagodzie do gardła, nawiązałam do tego tematu, a ona powiedziała, że właśnie chciała mi o tym powiedzieć (więc nie bagatelizuje takich tematów- kolejny plus).

Teraz ciekawostka- zauważyłam to już dużo wcześniej, niemal na samym początku jak wróciłyśmy do domu ze szpitala i wielokrotnie, chyba podczas każdej wizyty, pytałam o to moją położną, która za każdym razem mówiła, że to bez znaczenia. A mnie się wydawało, że to ma duże znaczenie, bo Jagoda pijąc z butelki (próbowałam kilku różnych) nie układała poprawnie ust, nie obejmowała wargami smoczka, tylko górna warga była oparta.

I podczas tej wizyty pani doktor stwierdziła, że faktycznie to była najprawdopodobniej przyczyna mojej porażki laktacyjnej, bo ja pokarm miałam, ale Jagoda nie umiała pić z mojej piersi. Nie umiała, przez to wędzidełko. I teraz takie moje przemyślenie. Tyle się trąbi o tym, że karmienie piersią jest najważniejsze, taki nacisk się kładzie na szkole rodzenia i w szpitalach na ten temat, laktoterrorystki tylko czyhają, żeby uderzyć w matki, które z jakichkolwiek przyczyn nie karmią, ale kiedy pojawia się problem, to kobieta zostaje z tym najczęściej sama, ktoś tam coś może doradzi, jednak najczęściej sprowadza się to do "Karm, przystawiaj, nauczy się". A powinno to wyglądać inaczej! W każdym (!) szpitalu powinien być kwalifikowany doradca laktacyjny. I to nie jeden, a kilku. I tak jak położna po porodzie, oni również powinni odwiedzać kobiety w domu. Doradzać, asystować.
A nie tylko oceniającym tonem mówić o wyższości karmienia piersią, nad MM. Mnie to nie spotkało, ale czytałam i słyszałam wiele historii, kiedy w szpitalu kobieta usłyszała "Co z ciebie za matka!", gdy nie udawało im się od razu przystawiać dziecka do piersi. Na kobietę z dnia na dzień spada, poza ogromem miłości do swojego nowonarodzonego dziecka, tyle zmian- w ciele, w hormonach, w życiu, z którymi musi się zmierzyć, a tu jeszcze w tak intymnych sprawach zostaje sama na "placu boju" pod obstrzałem innych..
Prze- ra- ża- ją- ce.


Uch. To się tu uzewnętrzniłam :)

W gruncie rzeczy dostaliśmy skierowanie do laryngologa na konsultację w sprawie tego wędzidełka i w przyszłym tygodniu czeka nas wizyta. Dam znać co i jak.

Ściskam was ciepło!

Komentarze

  1. Jej, to bardzo dziwne, sprawdzanie i podcinanie wedzidelka powinno byc już w szpitalach standardem... Ja o tym wiem dzięki koleżance, której córka miała za krótkie wędzidełko, niestety też nie udało jej się karmić, poszła do cdl, ale już było za późno. Potem okazało się, że to samo było z jej starszym synem. Wędzidełko nie tylko przy kp może być problemem, ale też przy późniejszej nauce mówienia, to ważne, żeby o tym mówić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sonadora, piszesz o tym wędzidełku pod językiem. To sprawdzają chyba każdemu noworodkowi i chyba już w szpitalu je podcinają. Z tym nie mieliśmy żadnych problemów. A ja piszę o górnym wędzidełku- tym które jest tuż pod górną wargą i łączy ją z dziąsłem. Na to raczej nie zwraca się uwagi.

      Usuń
    2. Ok, nie wiem dokładnie, jak było w przypadku mojej koleżanki. Ale jeśli chodzi o mowę, to na pewno górne, bo to sprawdzali Rysiowi. Akurat w jego przypadku problem z mową to nie kwestia wędzidełka. Ale faktycznie zdziwiłam się, że w szpitalu tego nie sprawdzono u Was, myślałam, że jak już sprawdzają, to oba.

      Usuń
    3. No widzisz. Ja nawet nie wiem czy jej to sprawdzali, dolne na pewno, a górne? Nie mam pojęcia. A może po prostu nie zauważyli..? Nie wiem. W każdym razie teraz jestem spokojniejsza, gdy pojadę to sprawdzić do specjalisty.

      Usuń
    4. Jak się czujesz :) ? Czytałam u Ciebie, że miewasz rozterki.. A fizycznie?

      Usuń
    5. Dobrze dobrze 😊oby każdy tak przechodził ciążę. Teraz już bywa mi ciężej, bo mały się tak układa, że masakruje mi organy, ale ciągle mam sporo energii, nie czuję się ciężko, nie puchnę. Oby tak do końca 😊

      Usuń
    6. Tego Ci życzę :) Ale bez mocnych kopniaków w nerki ;) Ściskam mocno całą Rysiową Krainę. A powiedz jeszcze jak Rysio? Przygotowujesz go specjalnie jakoś na nową sytuację, czy dajecie się ponieść biegowi wydarzeń tak po prostu?

      Usuń
    7. Mówimy mu, że mama ma w brzui dzidziusia, że będzie miał braciszka i on na pewno coś z tego rozumie, ale ciężko stwierdzić ile😊 Myślę, że to się okaże po porodzie.

      Usuń
  2. To prawda z tym wsparciem - niby wszędzie się o tym mówi a fizycznie wsparcia jakoś nie ma... Ja też, w szkole rodzenia słyszałam to samo, moja położna też ciągle mówiła o karmieniu, zresztą jest bardzo oddana swojej pracy i naprawdę widać, że jej zależy żeby jej pacjentki karmiły. I to ona po porodzie pomagała mi TELEFONICZNIE, bo rodziłam w innym mieście. A w szpitalu, w którym urodziłam W PIĄTEK pracowała doradczyni laktacyjna, odwiedziła mnie W PONIEDZIAŁEK, kiedy miałam już załatwione brodawki i dokarmiałam małą, bo nie byłam w stanie przystawić ani jej ani nawet laktatora... Rozumiem, w weekend pewnie pani miała wolne, no ale skoro jest taki nacisk i niby wszystkim dookoła zależy to dlaczego takie osoby nie mają dyżurów, aby były na oddziale bardziej dostępne i faktycznie mogły pomóc...?
    P.S. Ustaliłyśmy już, że Twoja rezygnacja z karmienia piersią nie powinna być nazwana porażką laktacyjną 😉

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie nacisk jest, ale pomocy takiej szczerej brak. Raczej atak niż pomoc. Ale z wizytami doradców w domu, to się nie zgodzę. Chyba że w opcji dla tych co chcą. Mnie np. już same wizyty położnej jakoś denerwowały. Nie powiedziała i nie zrobiła nic mądrego, tylko truła d... I zawracała głowę. A w kwestii karmienia to właściwie właśnie położne środowiskowe powinny być lepiej wykwalifikowane.
    Szkoda że w szpitalu nie odkryli problemu u Jagódki. Może byłoby inaczej. Tak czy siak to chyba jednak nie jest porażka. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak szczepiłam dziewczynki to wszystkie pielęgniarki mówiły, że takie dzieci lubią, bo mają grubiutkie udka i dobrze robi się zastrzyk. Te udka to jak nic po mnie mają ;) Fajnie, że Jagódka też dobrze przechodzi. Wyobraź sobie, że Odra to akurat koło nas. eh. Ostatnio byłam świadkiem jak mama jednej koleżanki Elsy zostawiła przed budynkiem dziecko w wózku i szybko poszła odebrać starszą, bo bała się wejść z nieszczepionym dzieckiem. I to jest najgorsze, że wybory innych mają ogromne znaczenie dla zdrowia Twojego dziecka.
    Przykro, że ludzie zajmują się takimi zwykłymi pierdołami typu ocenianie innych, zamiast porządnie przygotować kobietę i dać jej wsparcie jeśli chodzi o karmienie piersią...

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie przeoczenie w szpitalu to na prawdę przykra sprawa :( Mam nadzieje ze uda wam sie to szybko i bezbolesnie rozwiązać

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi miło, gdy zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.