Za naszych czasów..

Kiedy żyła moja babcia, często opowiadała mi jak to było za jej czasów. Rodzice również często opowiadali mi, jak żyło się w komunie, a później w szalonych latch dziewięćdziesiątych. Ja urodziłam się w tamtych czasach, więc pamiętam lalki Barbie z Pewexu, dresy kreszowe i plakaty Backstreet Boys i Spice Girls na ścianach. Często zastanawiam się, jak to było żyć w tamtych czasach, czasach gdy...

Za czasów naszych rodziców nikt nie zastanawiał się, jaki poród jest najlepszy. Wszystkie kobiety rodził naturalnie, nie było USG, które mówiło o ułożeniu płodu, wadze czy innych wskazaniach do cięcia cesarskiego. Znam taki ewenement- moje koleżanki bliźniaczki urodziły się jedna naturalnie, a druga przez cesarskie cięcie. Nie było cesarek na życzenie, nie było matek, które twierdziły, że tylko poród naturalny uszlachetnia.

Za czasów naszych rodziców nikt nie wspominał jak ważne jest karmienie piersią. Piersią karmiły wszystkie, bo... tak było taniej. Jeśli któraś kobieta z jakichś przyczyn nie karmiła, nie pozostawało jej nic innego, jak karmić mlekiem krowim, bo tylko takie dostępne było na rynku. Za czasów naszych babć- znajdowało się inne kobiety w rodzinie czy otoczeniu, które karmiły i karmiły również nie swoje dziecko. Nie było nagonki, że jak nie karmisz piersią to jesteś wyrodną matką.

Za czasów naszych rodziców, gdy ktoś miał pralkę- wirówkę to był niesamowitym szczęściarzem. Inni musieli sami wykręcać pieluchy. Zaraz po tym, jak sprali wszystkie kupy i wygotowali w wielkim garze. A później wieszanie tych wszystkich pieluch.

Za czasów naszych rodziców dzieci nie miały miliona świecących, grających interaktywnych zabawek. Nie miały smartfonów, telewizorów. A jeśli był telewizor to był w nim jeden kanał i nie leciały bajki z Youtuba.

Za czasów naszych rodziców dzieci chodziły do państwowego przedszkola i nie musieli się martwić o miejsca dla swoich pociech. Nie było prywatnych przedszkoli i braniu udziału w wyścigu na największą ilość zajęć dodatkowych dla dzieci, o najlepsze buty, o najładniejsze ubrania, o markowe tablety i inne gadżety od najmłodszych lat.

Za czasów naszych rodziców podwórka były pełne dzieci bawiących się kamykami, na trzepakach, grające w berka lub w chowanego.

Moje wspomnienie dzieciństwa to podwórko pełne dzieci, jabłka papierówki jedzone prosto z drzewa (najlepiej z drzewa sąsiada- te smakowały zawsze lepiej), to odarte kolana i dom pełen ludzi z dziećmi, którzy odwiedzali moich rodziców.

To nie jest post mający na celu postawienie tezy, że za czasów naszych rodziców było lepiej. Nie sądzę, żeby było lepiej, to były ciemne politycznie czasy. Ten post ma na celu pokazanie, że to my sami sobie wyznaczamy rytm i to od nas zależy, czy wpadniemy w tę nagonkę na bycie naj we wszystkim czy po prostu będziemy umieli zwolnić i cieszyć się tym co tu i teraz, nawet jeśli nie oznacza to bycia idealnym :)

Komentarze

  1. Pamiętam te czasy, to tak jalby inna epoka 😉 Ostatnio widziałam w necie mema, przedstawiającego tatę i dwójkę dzieci, która leżała w łóżkach, a tata opowiadał im, że: jak był w ich wieku to bawił się na podwórku bez opieki rodziców, jadł owoce prosto z krzaków, pił mleko z laktozą, jadł chleb z glutenem i pił wodę z kałuży, na co dzieci rozpłakane odpowiedziały mu, że dzwonią do mamy i powiedzą, że tata je straszy 🙂 Takie czasy, ja sama się z tego śmieję, ale w pewnych momentach jak rozmawiamy o czymś z mężem hipotetycznie lub wymieniamy się poglądami na jakiś temat i mówię, że nie pozwoliłabym na coś lub nie dałabym czegoś naszej córce to łapię się na tym, że sama powielam właśnie schemat tych naszych "nadopiekuńczych" czasów... Jeśli chodzi o te wszystkie błyskotki i nafaszerowane elektroniką zabawki, a w szczególności tablety i telefony to bardzo chciałabym tego uniknąć, ale wiem też, że w dzisiejszych czasach prędzej czy później będę musiała ulec otoczeniu, bo dopóki dziecko jest małe to jeszcze można się przed tym wszystkim obronić, ale jak już pójdzie do szkoły to niestety nie posiadając pewnych rzeczy może być odrzucone przez rówieśników. I to nie jest tak, że jestem zwolenniczką jakiegokolwiek wkupowania się w towarzystwo, ale dzieci patrzą na życie trochę inaczej niż my dorośli, a nie chciałabym, aby moje dziecko czuło się gorsze wśród kolegów i koleżanek (oczywiście nie mówimy tutaj o zakupie quada czy kucyka na komunię - żeby było jasne 😁) No i najważniejsze to dziecko musi być odpowiednio rozwinięte, dojrzałe i mądre, żeby posiadać pewne gadżety. Takie moje przemyślenia 😀😀😀

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie się jednak wydaje, że było lepiej. Nie pod względem dostępności wszystkiego, bo to jest teraz ogromny plus, ale pod względem ludzi, którzy żyli i byli ze sobą. Świat był bardziej wyrozumiały i bardziej szlachetny...
    Tak mi się wydaje... Przedszkola były tak, jak piszesz bez problemu. Mama czy tata mogli wyjść z pracy, jak coś się działo, a teraz, teraz o przedszkole, gdzie jest dwoje rodziców i oboje pracują trudno, bo się dziecko takie kwalifikuje dopiero na końcu. A w większości zakładów pracy o wyjściu zapomnij, bo to opuszczenie miejsca pracy i odrazu mogą Cię zwolnić...
    Ehh, takich przykładów można mnożyć tysiące... Lata 90. to też moje czasy i pod względem oceny swojego dzieciństwa, podobało mi się bardziej niż dzieciństwo obecnych dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak. Kiedyś nawet pisałam o swoim "patologicznym" dzieciństwie, w którym bycie brudnym oznaczało szczęśliwe dzieciństwo, a nie brak troski ze strony rodziców. Moja mama karmiła mnie piersią tylko do 2 miesiąca życia, bo tak ją gryzłam, że nie była w stanie wytrzymać. Nie było dojnych maszyn, które mogłyby ją wyręczyć ;) Nigdy nie spotkała ją przykrość z tego powodu, ubolewała nad tym choćby ze względów finansowych, bo kupno mleka w tamtych czasach nie było tak łatwe jak teraz i oczywiście drogie. Pamiętam, że wychowałam się na Humanie, ale skąd ją brała to nie wiem. Na pewno nie z Rossmanna hahaha.
    Zgadzam się z Sesi, że ludzie mieli też lepiej jeśli chodzi o karierę zawodową. Większość matek kończyła o 15 a teraz nawet jeśli chcesz, to nie zawsze masz możliwość normalnych godzin pracy. Ja akurat korpo jak wiesz nie jestem, ale część koleżanek musi być do 16-17 w robocie. Zanim odbiorą dziecko z przedszkola, szkoły, to ucieka cały Boży dzień. Poza tym, kiedyś dzieciaki latały z kluczem na szyi (oczywiście te starsze) i spokojnie czekały na rodziców. Ja akurat miałam ten komfort, że chodziłam do szkoły, przedszkola koło dziadków, rodzice stamtąd mnie odbierali. Ale powiem wam, że akurat u nas do przedszkola było ciężko się dostać. Udało się tylko dlatego, że moja mama była nauczycielką i wg karty nauczyciela musiałam być przyjęta. Także nie zawsze i nie wszędzie tak było. Może też zależy od rocznika, może mój obrodził :D
    No, ale żeby nie było, doceniam obecne czasy w których mam pieluchy jednorazowe, wiele innych gadżetów dla dziecka, oraz dla mnie choćby zmywarkę, bo nie lubię tego robić i zawsze co najmniej 40 minut stało się przy zlewie :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Będzie mi miło, gdy zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.