Baby blues

Dwa tygodnie temu zostałam mamą i to było coś, na co długo czekałam. W ciąży wizja macierzyństwa malowała mi się jako coś wspaniałego, sielankowego i wyśnionego. Zderzyłam się z rzeczywistością i moja wizja od tego jak jest w rzeczywistości się rozminęła. Pomyślicie sobie- o czym ona gada- przecież mnóstwo osób chciałoby być na jej miejscu. Nie zrozumcie mnie źle, kocham moje maleństwo i cieszę się, że jest z nami, ale pewne kwestie są przytłaczające i wcale nie odczuwa się tego szczęścia tak jak się wydaje.

Dziś mijają 2 tygodnie odkąd nasz świat wywrócił się do góry nogami i pomału mi ten kiepski nastrój przechodzi. Teraz wiem, że pradopodobnie dopadł mnie baby blues. Co to jest?
Można by powiedzieć, że to coś w rodzaju depresji poporodowej, jednak to nie jest to samo. Depresja to choroba, a baby blues to stan emocjonalny, w jakim znajduje się świeżo upieczona mama.
Syndrom ten objawia się tym, że młoda mama jest przerażona obowiązkami, przytłoczona, nie czuje szczęścia i ogólnie ma mocno obniżony nastrój.
Typowe objawy to:

  • problemy z koncentracją uwagi i pamięcią;
  • płaczliwość;
  • wahania nastroju;
  • poczucie winy, że jest się złą i wyrodną matką;
  • smutek i przygnębienie;
  • nerwowość, lękliwość, niepewność w roli matki;
  • niecierpliwość, irytacja;
  • stałe uczucie zmęczenia i wyczerpania;
  • problemy ze snem;
  • nieradzenie sobie z obowiązkami domowymi i opieką nad dzieckiem.
Przynajmniej połowę z tej listy mogę przypisać sobie. Początkowo myślałam, że to przedłużony pobyt w szpitalu odbił się na mnie tak negatywnie. Teraz już wiem, że tak po prostu jest. Gonitwa myśli, niepewność, nakręcanie się.. To wina naszych hormonów, które szaleją po ciele. Przez pierwsze kilka dni płakałam. Dużo płakałam. Potrafiłam się rozpłakać, że nie umiem obciąć Jagódce paznokci. Mój mąż starał się (i nadal się stara) pomagać mi jak umiał.

Tak mało się o tym mówi. Ale po rozmowach z moimi koleżankami wiem, że nie jestem w tym osamotniona. One też tak miały. Jest ciężko.Początki nie są takie, jak rysują je w filmach. Ale ta mała osóbka, która jest w pełni od nas zależna wynagradza to. Kocham ją z każdym dniem coraz mocniej. 
I wiem, że z biegiem czasu będzie lepiej. Musimy po prostu nauczyć się siebie.

Komentarze

  1. Rzeczywiście świat karmi nas cudowną wizją, która trochę rozmywa się w rzeczywistości... U nas baby blues przedłużył się, bo kolki potrafią wyczerpać maksymalnie, ale wszystko wynagrodził pierwszy odwazjemniony uśmiech, a od trzeciego miesiąca dziecko codziennie zaskakuje czymś nowym i wtedy zaczyna mijać każde rozczarowanie... Życzę Wam pięknych chwil 😊😘
    A jak się czujesz po cc?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Sesi, takie słowa dodają mi otuchy. Po CC czuję się dobrze, mogę powiedzieć że gorzej zniosłam laparoskopię niż CC. Chcę zrobić o tym osobny wpis, być może jutro mi się uda. Jagódka na razie jest dość łaskawa i dużo śpi, więc jak znajdę chwilę to coś skrobnę.

      Usuń
  2. I dodam tylko, że pojawia się on nie tylko za sprawą hormonów. Bo gdy pojawia się dziecko, nasze życie zmienia się o 180 stopni, bo nie śpimy, bo jemy w biegu, bo nie wiemy, czy dobrze robimy, itd, itp...ja miałam takie nastroje po adopcji Rysia. Myślałam też niestety, że to dlatego, że nie ja go urodziłam, że on nie zna mojego zapachu, nie poznaje bicia mojego serca, bo to inne serce słyszał przez 9 miesięcy. Nie było to lałat. Ale na szczęście szybko minęło i potem było już dużo lepiej 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz! Dzięki za ten wpis- przynajmniej wiemy, że każda mama tak ma.

      Usuń
  3. Bardzo dobrze Cię rozumiem i miałam bardzo podobne przeżycia - tez około 2 tyg mi zajęło dojście do siebie. Na początku był płacz z byle powodu który w bardzo łatwy sposób mógł trwać przez kilka godzin bez żadnego wysiłku z mojej strony... :-/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam Twój wpis dopiero wczoraj i doprawdy czytałam, jakbyś pisała o mnie :)

      Usuń
  4. Fajnie, ze piszesz tak
    szczerze o tych pierwszych tygodniach po porodzie. To jest wazne dla mnie, bo w jakims stopniu moge sie jakos na te ,, zawirowania" nastroju psychicznie przygotowac:) ja tez ukladam sobie w glowie wrecz cukierkowa wizje macierzynstwa, chociaz wiem ze moze byc roznie:) pierwsze tygodnie pewnie rzadko kiedy sa bajka, ale mimo wszystko i tak juz sie nie moge ich doczekac😊 usciski dla Ciebie i Jagodki😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Cię nie wystraszyłam. Ja naprawdę nie zwracałam uwagi na to, gdy ktoś mi mówił o trudnych początkach. Mało się zresztą o tym mówi, uważam, że na szkole rodzenia powinni poruszać ten temat, niestety- tam gdzie ja chodziłam nikt nie wspominał o tym. Może są osoby, które naprawdę przeżywają te początki inaczej. Mnie było ciężko, a teraz, kiedy rozmawiam z różnymi dziewczynami, większość przyznaje, że miało bardzo podobnie i generalnie niezbyt miło wspominają te pierwsze tygodnie. Ale to mija i później jest już coraz lepiej :) Podobno, bo ja dopiero wykopuję się z tego dołka :)

      Usuń
  5. A mnie cały czas straszą chudym brzuszkiem Małej i nastawiam się, że na początku będzie bardzo ciężko;) ale wierzę, że mój mąż okaże się dla mnie wsparciem w tych momentach..wierzę, że razem przez to przejdziemy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm.. kwestia odnalezienia się w tym wszystkim partnera jest też dość ciekawa. Nam, cytując reklamę "tryb mama odpala się automatycznie". Dla mężczyzny ( a szczególnie takiego, który nie miał wcześniej styczności z małymi dziećmi) jest to dziwna sytuacja. Rodzi się mały człowiek, nasze dziecko, ale wydaje się zupełnie obce na samym początku. Mój mąż miał początkowo trudności, żeby do małej mówić. Stara się, pomaga, ale widzę, że jeszcze jest to dla niego trudna sytuacja.
      Marysiu, mam nadzieję, że z tym brzuszkiem to na strachu się skończy. Trzymam za to kciuki!

      Usuń
  6. Potwierdzam to co pisze Sonadora. Niestety takie uczucia nie odnoszą się tylko do biologicznego macierzyństwa. To naturalne, że nikt nie myśli o przyszłym dziecku negatywnie, stąd właśnie nasze wyobrażenia rozmijają się z rzeczywistością. Czasem niestety na bardzo bardzo długo :( Ważne, żeby mieć wsparcie i nie być dla siebie zbyt surowym. Po prostu robić swoje, cieszyć się szczęściem. Życzę Ci, żebyś jak najszybciej potrafiła dostosować się do maluszka, który teraz rządzi całym światem :)) Trzymam kciuki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Izzy- masz rację. Grunt to nie być dla siebie zbyt surowym i nie analizować za dużo. Pomału wyluzowuje i zaczynam się cieszyć tym co mam :)

      Usuń
    2. Powiem Ci, że to jest też tak, że z jednej strony to od świeżo upieczonej mamy oczekuje się, że będzie szczęśliwa, że ze wszystkim sobie poradzi, no bo "zadziała instynkt" A nie zawsze tak jest. Tylko większość kobiet się do tego nie przyzna, bo najzwyczajniej w świecie im wstyd, boją się, bo zaraz się okaże, że ktoś powie, że są wyrodnymi matkami. A tu nie ma się czego wstydzić. Przecież to bądź co bądź nowy członek rodziny, wyczekiwany, oczywiście, ale trzeba tej miłości i tej nowej osoby w moim domu nauczyć się, nie zawsze to przychodzi ot tak.

      Inna sprawa to wyidealizowany obraz dziecka, to bardzo częsty powód również nieudanych adopcji. Bo co innego wyobrażać sobie jakie to nasze dziecko będzie, czy nosek będzie mieć mamy czy taty, a co innego mieć oczekiwania wobec dziecka i potem najzwyczajniej w świecie się zawieźć. Nie każdy rodzi się Einsteinem, czy no nie wiem jaka tam jest teraz ładna modelka na topie, ale jakaś tam piękność. Ważne, by przyjąć i kochać dziecko takim jakie jest.

      Jedne dzieci są spokojne a inne płaczą przez pierwsze 3 miesiące non stop. Miała tak moja sąsiadka, która przygotowała się na wszystko, tylko nie na to. Miało być słodko i cudownie a nie przez 3 miesiące wyjący maluch i ta bezsilność, że nie wiadomo jak mu pomóc. Popadła w depresję.
      Kolejny raz okazuje się, że być może gdyby o takich rzeczach częściej się mówiło, to przede wszystkim człowiek inaczej by się do tego nastawił, wiedział co mnie czeka i przede wszystkim, że nie jest sam i że to nie wstyd przyznać, że nie daję rady z czymś tam.

      Usuń
  7. Nam w szkole rodzenia już powiedzieli, że to co przeżywamy będąc teraz w ciąży jest niczym w stosunku do tego co będziemy przeżywały po porodzie i chodziło tutaj tylko i wyłącznie o hormony i huśtawki nastrojów. Typowo o baby blues nie rozmawialiśmy jeszcze, ale chyba pociągnę ten temat jeśli zdarzy się okazja ;) Moja bliska koleżanka opowiadała mi ostatnio o swoim baby blues, którego doświadczyła jeszcze będąc w szpitalu z dzieckiem, mówiła że miała takie skrajne huśtawki, że naprawdę rodzina zastanawiała się nad konsultacją psychiatryczną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że ja byłam w szoku jaka jest skala tego zjawiska. Bo z kim nie rozmawiam kto ma dziecko sam opowiada, że te pierwsze tygodnie są mega ciężkie i zupełnie odbiegają od wyobrażenia z ciąży. Dopiero teraz to zauważam, wcześniej nikt mi o tym nie mówił. Ale mam nadzieję, że u Was będzie inaczej :)

      Usuń
    2. Myślę, że tak naprawdę dopada to każdą mamę, tylko jakoś dziwnie nikt nie ma odwagi przyznać tego wprost, że to nie jest to, czym karmi nas świat kolorowych pisemek i TV. Dziecko zmienia świat maksymalnie i nie da się na to przygotować, po prostu potrzeba czasu, żeby się w tym odnaleźć i wtedy coś staje się normą i zaczyna być łatwiej. Opieki nad dzieckiem trzeba się nauczyć, jak każde innej czynności. Z tym, że w tym przypadku to dziecko dyktuje warunki, na ten temat polecam wpis z bloga mapa szczęścia http://mapaszczescia.pl/2018/05/11/to-ze-masz-lepiej-nie-znaczy-ze-jestes-lepsza/

      Usuń
  8. Jestem Twoją stałą czytelniczką, która też doczekała się córeczki po latach desperackich prób. Także moje macierzyństwo na początku było bardzo trudne. Przetrwałam, przetrwaliśmy tylko dzięki mojego mężowi. Bywa bardzo trudne także i teraz (córka ma 10 miesięcy), niekoniecznie jest tak, że gdy zaczyna być łatwiej, to już łatwiej pozostaje. Kryzysy przychodzą i odchodzą. Z czasem strona techniczna jest niewątpliwie łatwiejsza, ale za to potęguje się zmęczenie, okropne zmęczenie i znużenie....tęsknota za przebywaniem z dorosłymi, za dawnym życiem, za pracą. Jest też oczywiście wspaniale, bez dwóch zdań :-). Nie do końca się zgadzam, że o tym się nie mówi; mówi się sporo, tylko tak trudno to usłyszeć zanim zostanie się rodzicem, zwłaszcza, gdy tak bardzo pragnie się nim zostać...Osobistego doświadczenia nie zastąpi nic! Tego się po prostu nie da opowiedzieć i nie da na podstawie opowiadania zrozumieć. Ale wiesz co? Trzeba moim zdaniem dać sobie pełne przyzwolenie także na te negatywne odczucia. Ja nawet myślę, że mamy o trudnej drodze do macierzyństwa mogą być szczególnie podatne na kryzys. Powodów jest kilka: bardziej nasilone oczekiwania własne i cudze, że upragnione dziecko będzie wyłącznie źródłem nieustannej radości (i związana z tym niezgoda na żale świeżej mamy - ja tak mam ze strony moich rodziców); większy rozziew między rodzicielstwem wyobrażonym a tym rzeczywistym (bo wyobrażenia kształtowały się tak długo i z tak ogromnym natężeniem emocjonalnym), większa frustracja związana z rozstaniem ze "starym życiem" (bo żyło się nim szmat czasu, a było ono zdecydowanie bardziej niezależne od obecnego), większa podatność na nadopiekuńczość (a zatem niechęć do dzielenia się opieką z innymi), potężniejsze lęki o dziecko, także sprawy zupełnie prozaiczne, jak to, że dziadkowie są często już starsi (lata starań!) i nie mogą wspomóc rodziców... Ale jedno jest pewne: to jest doświadczenie jak żadne inne, przepotężne i wszechogarniające, mieniące się barwami, nie do zastąpienia... Ponad wszystko jest miłość :-). Pozdrawiam ciepło! Hania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Haniu! Strasznie mi miło, że się odezwałaś do nas :) Jakże się zgadzam z Twoim komentarzem! Bardzo trafne spostrzeżenia. Ściskam serdecznie i cieszę się, że tu jesteś!

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi miło, gdy zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.