Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2018

Ciężko Ci już pewnie, co?

Obraz
"Ciężko Ci, pewnie chciałabyś już to mieć za sobą?"- to chyba najczęściej powtarzane zdanie/pytanie ostatnio w moim kierunku. A mnie w zasadzie wcale nie jest ciężko. Pogoda mi sprzyja, temperatury ok 20 stopni są dla mnie idealne. Opuchlizna zeszła, ciśnienie w normie, spacery są przyjemnością, brzuch mi jakoś szczególnie nie przeszkadza. Może jedynie w nocy jest ciężej, bo przy przewracaniu zwykle się budzę. Ale ja mam taki sen, że wojna by mnie nie obudziła (chyba kończą się już te czasy), że jakoś mi to nie przeszkadza, bo za chwilę dalej śpię jak kamień :)  I tak się zastanawiam skąd to się bierze. Fakt- cała ciąża była dla mnie łaskawa. Zero mdłości, żadnych powikłań, w zasadzie poza ciśnieniem i puchnięciem przez to nie miałam żadnych przykrych doświadczeń. Nawet plecy mnie nie bolą. A to chyba naprawdę wyjątek. No i teraz pytanie- czy to dobre geny, czy to, że przed ciążą byłam aktywna fizycznie i raczej zdrowo się odżywiałam (w ciąży nie zmieniłam nawyków żywie

Co dał mi pobyt w szpitalu i kolejne badanie.

Co dał mi pobyt w szpitalu? Przede wszystkim pewność, że zgłoszenie się tam w weekend to słaby pomysł :) Ja wiem, że czasem zdarzają się podbramkowe sytuacje, kiedy trzeba. Ale kiedy da się tego uniknąć to szczerze polecam, bo w weekend w szpitalu, poza nagłymi przypadkami, nie dzieje się NIC. Nie zapadają żadne decyzje, wizyty są błyskawiczne z zapytaniem jedynie o samopoczucie i koniec. Dobra, mądra jestem teraz, kiedy wiem, że wszystko jest w porządku. Dobrze, że sprawdziłam, dobrze, że dmuchałam na zimne i dobrze, że byłam pod opieką. Ale bardzo cieszę się, że w poniedziałek ubłagałam lekarza o wyjście. Może jestem dziwna, ale naprawdę wpadłabym w depresję, gdybym miała tam siedzieć. A przecież nic złego mi się tam nie działo. W poniedziałek wieczorem zeszły ze mnie emocje i rozpłakałam się.. nie- wróć. Rozbeczałam się jak stara owca mężowi w ramię, że strasznie się boję i że tęskniłam i że nie byłam gotowa, żeby nie wrócić do domu. Hormony dołożyły swoje. Ale we wtorek obudził

Mądry człowiek po... no właśnie- po czym?

Niestety, w piątek moje ciśnienie znowu mnie zaniepokoiło i zadzwoniłam do lekarza, a on mi powiedział, że dla spokoju mam się zgłosić na izbę i pójść na obserwację. Od razu mówię- pójście do szpitala w piątek to najgorszy z pomysłów jaki może przyjść. W weekend nic się w szpitalu nie dzieje, obchody są "po łepkach" i nie zapadają żadne decyzje. Moje ciśnienie w szpitalu okazało się być wzorowe. Natomiast moja psychika okazała się być baaardzo, bardzo niewzorowa. W piątek i w sobotę generalnie miałam doła takiego, mniej więcej jak Rów Mariański. Tęsknota za domem, niespodziewana sytuacja i jeszcze "groźba" tego, że w 37 tygodniu zostawią mnie już do końca. 3 TYGODNIE! Oszalałabym. W niedzielę miałam dużo odwiedzin i jakoś minęło i nastawiłam się, że co ma być to będzie, ale raczej postaram się nakłonić lekarza, żeby mnie jeszcze wypuścił. Moje ciśnienie było bardzo w normie, małą 3x dziennie kontrolowali KTG i co 2 h (również w nocy) tętno i u niej też wszystko

Niespodzianka

Obraz
Miniona sobota przebiegała bardzo leniwie. Od rana śniadanie z mężem (wyjątkowo miał wolne, ostatnio biedny bardzo dużo pracował, poniekąd z racji tego, że nie do końca miał wyjście bo naciski z pracy, a poniekąd ze względów finansowych, bo miał szansę na dobry dodatkowy zarobek), później kanapowaliśmy sobie i nic nie zapowiadało tego, co ma nadejść. Wieczorem mieli odwiedzić nas dawno nie widziani znajomi, ale nie szykowałam nic wielkiego, jedynie jakąś sałatkę i przekąski. Mieli być na 18.00. Koło 16 zaczęłam się ogarniać i jakoś tak się kręcić.U nas drzwi wejściowe prawie cały czas otwarte, bo pies sobie biega po ogrodzie.  O 17:00 będąc w łazience, szczotkując toaletę (moja fobia) usłyszałam głosy na schodach. Wychyliłam się i zobaczyłam całą moją wspaniałą bandę dziewczyn z balonami, z ciastem i owocami na rękach, z alkoholem (pomyślały również o mnie- Picollo i Lech 0,0%) i z kupą śmiechu. A ja z tą szczotką jak wryta... Oczywiście popłakałam się, zupełnie się nie spodziewałam, n

37.

Obraz
Muszę Wam przyznać, że ostatnio mam straszną niemoc. Naprawdę jakby mi prąd odcięło i opanowało mnie jakieś lenistwo. Dziewiąty miesiąc to naprawdę już nie przelewki. W poniedziałek byłam u lekarza. Mała ma 3400 gram, więc odrobinę przystopowała z wagą, co jest dla mnie pocieszające, przy wizji porodu SN. Ciśnienie co jakiś czas skacze, w związku z czym lekarz kazał mi zwiększyć dawkę Dopegytu na 3x2. Średnio mi się to uśmiecha, ale jak mus to mus.  Mnie to niepokoi, a lekarz dość pobłażliwie do tego podchodzi i sama już nie wiem. Ale powiedział, że jak tylko mi podskoczy powyżej 140/80 mam jechać do szpitala.  Więcej informacji dla Was nie mam.. Bo po prostu nic się nie dzieje. Ja większość czasu spędzam w domu, ostatnio nawet mam po 2 drzemki- chyba przez leki. Wyprawka skompletowana, wszystko poprasowane, ja jestem spakowana. Każdy dostał wytyczne z zadaniami co zrobić, kiedy będę w szpitalu. Mąż dostał instrukcję co, gdzie i jak. Zostały jeszcze 3 tygodnie. Teraz w każde

Kiedy to przeleciało?

Mamy 36. tydzień, nie mogę uwierzyć, że to już naprawdę ostatnia prosta :) Zdecydowaliśmy się świadomie na poszerzenie rodziny, ale teraz coraz częściej nie możemy uwierzyć, że to już za chwilę nastąpi. A niedowierzanie miesza się z lekkim przerażeniem i roztargnieniem. Wyprawką przestałam się przejmować, mam najważniejsze podstawowe sprawy, a reszta.. W razie czego w każdej chwili mąż może podjechać kupić, lub można w Internecie zamówić i maks w 2 dni jest to w domu. W tym temacie mam całkowity luz i w zasadzie jak patrzę na moje koleżanki, które rodzą lub rodziły w ostatnim czasie zastanawiam się, czy aby na pewno dobrze robię. Ale później rozmawiam z koleżankami, które mają dzieci i utwierdzają mnie w przekonaniu, że jednak dobrze. One mówią, że dały się ponieść i nakupowały pierdół, których czasami ani razu nawet nie wykorzystały. Zatem ufam swojej intuicji i robię według swojego uznania. Mój mąż i moja mama mnie w tym podejściu wspierają, więc myślę, że na dobre nam to wyjdzie. P