Służba zdrowia. W skrócie:żart.

Realia polskiej służby zdrowia są jakie są. Komentować ani rozwijać mocno nie będę.
My leczymy się w Poradni Niepłodności, która działa na NFZ. Część naszej historii opisałam w tym poście, jednak dziś chciałam się skupić na samej poradni i szpitalu oraz na terminach.

Do Poradni trafiliśmy w sierpniu. Zapisywałam się w MARCU!!! W marcu. Czekaliśmy pół roku w tzw kolejce. Gdy już trafiliśmy, trafiliśmy do bardzo sympatycznej i rzeczowej pani doktor. Konkretnie uzgodniłyśmy co jeszcze musimy zrobić. Miałam do zrobienia test na Chlamydię. Kolejna wizyta była w pażdzierniku, z wynikami. Niestety, moja wizyta zbiegła się w czasie "dobrej zmiany" i z końcem października wszystkie procedury związane z leczeniem niepłodności stanęły ( a miałam się umawiać na inseminację. Mam dzwonić na początku grudnia, może się wszystko uspokoi. Dzwonię w grudniu. Konkretniej- 1 grudnia. Termin? Styczeń. Na szczęście wszystko sprzyja i w styczniu od razu inseminacja. Zapobiegawczo tydzień po inseminacji zadzwoniłam, żeby umówić się na wizytę do poradni (nie, że liczyłam na ciążę. Właśnie dzwoniłam po to, żeby zabezpieczyć się na wypadek niepowodzenia, które zresztą wkrótce nadeszło). Kolejna wizyta połowa marca. Inseminacja poczatek kwietnia. Dzwonię podobnie jak w poprzednim przypadku. Termin? 19 lipca!!!!!

19 lipca!!!!!

Prawie 3 miesiące czekania na wizytę.

Służba zdrowia. Służba.... kuźwa.....zdrowia....

Komentarzy brak.

Postanowiłam jednak, że wybiorę się do tej lekarki prywatnie. Może da mi skierowanie ze swojego gabinetu. No masakra jakaś....

Komentarze

  1. Kochana nie wiem czy Cię to pocieszy, ale ja pracuję w tej nieszczęsnej służbie zdrowia. I mimo tego na wizyty i tak chodzę prywatnie. Prywatnie endokrynolog, ginekolog, okulista, psycholog, ortopeda, stomatolog, ortodonta. Nawet prywatnie pobieram krew.
    Koszty są gigantyczne przy moich marnych zarobkach szpitalnych 1500 zł, po ciężkich 5 latach studiów...

    Niestety tak długie są terminy na nfz. I nie jest to wina szpitali, ani tym bardziej pracowników takich jak ja, tylko nfz, który ustala takie, a nie inne limity.

    Dobrze, wiedzieć, że istnieje taka poradnia na nfz, chociaż w moim mieście z pewnością takiej nie ma...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. paradise- szacun dla Ciebie, kobieto :) Ja wiem, że to nie wasza wina. Wiem. I współczuję Wam, że ci pacjenci tak się czasami nad wami, niczemu winnymi, wytrząsają. Pozdrawiam CIę serdecznie :)

      Usuń
  2. Witaj ☺ trafiłam do Ciebie z bloga Izy. My też planujemy iui 2-3próby a jak to nie pomoże to ivf. Tyle, że chcemy podejść prywatnie. Z tego co opisujesz to komercyjnie wygląda to trochę inaczej. Moja przyjaciółka robiła iui w prywatnej klinice i dlatego widzę kolosalne różnice.
    Też zastanawiałam się nad Poznaniem ale czytałam na Bocianie i ovu (no i teraz u Ciebie, że tak to wygląda) że tak właśnie tam wygląda iui i stwierdziliśmy, że wolimy podejść komercyjnie. Chociaż też zastanawiam się skąd na to wszystko brać pieniądze... a na nfz wszystko jest robione byle jak. Niestety trzeba zapłacić aby było widać efekty i mieć ten komfort psychiczny że lekarz naprawdę zrobił wszystko co mógł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam w programie rządowym i dali dupy niestety... Zero indywidualnego podejścia, szukania przyczyny niepowodzeń kolejnych transferów...
      Czy płacenie za to gwarantuje lepsze podejście? Z tego co rozmawiałam w klinice z dziewczynami które płaciły raczej nie. To samo niestety ....
      Chyba, że trafi się na lekarza z powołaniem. Takich niestety mało. Większość idzie schematem...

      Usuń
    2. Różni ludzie,różne historie. Wiem na pewno, że mojej przyjaciółce nie podano nasienia po 3godzinach tylko max po godzinie. Nie wiem, czy dlatego się jej udało czy to tylko statystyka, ale jest szczęśliwa mamusią i wierzę, że my wszystkie kiedyś będziemy ☺

      Usuń
    3. Bolczekania- witaj :) cieszę się, że jesteś :)
      Na NFZ poszłam, kiedy jeszcze działał program rządowy in vitro. miałam nadzieję, że jeśli nam się nie uda inseminacja, to zakwalifikujemy się do in vitro. Program się niestety skończył, ale my jednak zostaliśmy. Na razie czekam na kolejną inseminację. Myślę że damy sobie dwie szanse jeszcze na NFZ i będziemy decydować się na in vitro. Ale na razie nie zaprzątam sobie tym głowy, bo jak sobie pomyślę, którą klinikę tu wybrać....
      Tak jak piszesz- różni ludzie, różne historie.
      Pozdrawiam CIę serdecznie, cieszę się, że jesteś :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Będzie mi miło, gdy zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.